cojak.net.pl

Kiedy człowiek jest wolny?

W obecnych czasach forsowana jest w świecie zachodnim wizja człowieka, która jest wynikiem procesu trwającego kilka stuleci. Jego podstawę stanowi założenie, że istnienie Boga jest iluzją, a wiara w Niego jest ograniczeniem wolności człowieka. „Myśl o "transcendentnym Stwórcy" nie tylko "nie służy dalszemu rozwojowi", lecz jest jego główną przeszkodą. - jak napisał ks. prof. Tadeusz Guz w  przedmowie do książki Marguerite A. Peters Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej. Chodzi tu przede wszystkim o Boga Stwórcę, który przekazał Swojemu ludowi 10 przykazań, o którym św. Jan mówi: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16). Jeżeli zaneguje się istnienie Boga, który jest miłością, to wszelkie normy ustanowione przez Niego lub zgodne z Jego nauczaniem mogą jawić się jako niepotrzebne zniewolenie.

Człowiek u swego zarania obserwował w zadziwieniu otaczający go świat i trwał w zadumie, próbując zrozumieć swoje miejsce w nim. W miarę jak doskonalił swoje narzędzia badania świata i czynił ziemię sobie poddaną (Rdz 1;28), zapominał coraz bardziej, że należy ona do Boga Stwórcy, który uczynił człowieka na Swój obraz i podobieństwo (Rdz 1;26-27). Zaczął traktować swoje niewątpliwe, coraz bardziej spektakularne sukcesy na polu techniki i w badaniu świata jako dowód na swoją omnipotencję. Konsekwencją wiary we własną wszechmoc jest uznanie istnienia wszechmocnego Boga za fałszywy mit.

Wiara w miłościwego Boga czyni wierzącego odporniejszym na oddziaływanie świata, gdyż jej zasady stanowią trwały układ odniesienia, umożliwiający orientację w życiu. Oferta życia po Bożemu jest prawdziwą alternatywą dla oferty świata. Bez transcendencji i chrześcijaństwa cywilizacja europejska zmierza krok po kroku ku samozagładzie.

Usunięcie Boga chrześcijan z przestrzeni publicznej oznacza usunięcie z niej bezinteresownej miłości i skazanie społeczeństw na życie według zasady wyrachowania, czego skutkiem jest ich postępująca atomizacja, egoizm, relatywizm moralny oraz niestabilność relacji i związków międzyludzkich, a – w konsekwencji – społeczeństwo samotnych, sfrustrowanych ludzi.

Natężenie procesu przedefiniowania zasad cywilizacji zachodniej, który czyni gender światową normą polityczną i kulturową, powoduje, że możemy mówić o globalnej zachodniej rewolucji kulturowej. Szczególną ofiarą tego procesu zeświecczenia społeczeństw i odrzucenia chrześcijańskiej wizji człowieka jest małżeństwo i rodzina.

O sytuacji współczesnej rodziny i jej przyszłości wypowiada się klarownie i jednoznacznie kard. Gerhard Ludwig Müller. Wstęp do książkowego wydania tego wywiadu napisał jego tłumacz ks. Jarosław Merecki SDS, profesor Papieskiego Instytutu Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim. Omówił w nim m.in. dwie zasady życia społecznego, regułę wymiany i regułę daru oraz relację warunkową i bezwarunkową z punktu widzenia ich wpływu na małżeństwo i rodzinę. Uzupełnieniem tego tekstu może być wykład ks. J. Mereckiego pt. "Rodzina jako niezbywalne miejsce dojrzewania i spełniania się człowieka”.

Reguła wymiany i reguła daru

(...) warto przypomnieć, że ogólnie rzecz biorąc, całe życie społeczne zorganizowane jest według dwóch podstawowych zasad. Pierwszą z nich jest zasada wymiany, na której opiera się wolny rynek. Jeśli chcę nabyć jakieś dobro czy usługę, to muszę za nie zapłacić określoną cenę, którą sprzedawca uzna za wystarczającą. Bez respektowania reguły wymiany niemożliwe byłoby funkcjonowanie gospodarki i kalkulacja ekonomiczna opierająca się na niezliczonych umowach, które zawierają między sobą sprzedający i kupujący. Kupujący nie musi naturalnie zaakceptować ceny wymaganej przez sprzedającego i może poszukać innej, korzystniejszej oferty. Umowa kupna i sprzedaży może też zostać unieważniona, jeśli okaże się, że sprzedany towar ma jakieś braki. Ostatecznie zaś, jeśli nie jestem zadowolony z nabytego towaru i dysponuję odpowiednimi środkami, mogę poszukać czegoś lepszego.

Reguła wymiany nie jest jednak ani jedyną, ani najważniejszą regułą, na której opiera się życie społeczne. Obok niej istnieje inna, znacznie ważniejsza - reguła daru. W tym wypadku nie mamy do czynienia z rachunkiem ekonomicznym, który jest podstawą umowy kupna i sprzedaży. W przypadku daru coś zostaje dane za darmo, bez oczekiwania na zapłatę. Dlaczego oprócz reguły wymiany istnieje reguła daru i dlaczego jest ona tak ważna? Ponieważ istnieją dobra, które ze swej natury nie mogą być przedmiotem kupna lub sprzedaży. Takim dobrem jest przede wszystkim sama osoba ludzka. W historii zdarzało się wprawdzie, że kupowano ludzi, ale dzisiaj dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, że ów proceder w największym stopniu obrażał godność osoby ludzkiej. Nie sprzedaje się i nie kupuje ludzkiego ciała, gdyż jest ono znakiem ludzkiej osoby (a w perspektywie chrześcijańskiej znakiem Stwórcy) w widzialnym świecie. Nie kupuje się i nie sprzedaje ludzkiej miłości, a próba uczynienia z niej przedmiotu handlowej wymiany prowadzi raczej do stworzenia jej najgorszej karykatury. Miłość można jedynie dać lub otrzymać za darmo, tylko wtedy gdy miłość jest darem, pozostaje ona sobą czyli miłością. Miłość oblubieńcza jest zaś tą szczególną formą miłości, w której darem dla osoby staje się sama osoba ludzka, osoba, która jest – jak mawiano w średniowieczu - sui iuris et alteri incommunicabilis - z własnej woli daje siebie w darze drugiej osobie i wraz z nią ustanawia swoją nową, komunijną tożsamość. Tak przeżywana miłość staje się wówczas swego rodzaju szkołą autentycznego ludzkiego współistnienia, które w drugim człowieku nie widzi przede wszystkim rywala czy konkurenta, lecz kogoś, kto zasługuje na bezinteresowną afirmację jego osobowej godności.

W zachodnim świecie reguła wymiany ma jednak tendencję do obejmowania coraz to nowych obszarów rzeczywistości, również tych, które z istoty powinny pozostawać poza zakresem jej obowiązywania. Dotyczy to również małżeństwa, które przestaje być widziane jako komunia osób powstała w wyniku nieodwołanego daru z siebie, lecz jako kontrakt, który z góry uznaje się za uwarunkowany rachunkiem zysków i strat. Tego rodzaju "rynkowe" podejście do małżeństwa z góry zmienia jednak naturę i sposób podejścia do więzi, jaka powstaje między małżonkami. W książce Paradoks wyboru. Dlaczego więcej oznacza mniej amerykański psycholog Barry Schwartz przeprowadził niezwykle pouczającą krytykę tak zwanej mentalności rynkowej. Można w niej przeczytać m.in. takie spostrzeżenie dotyczące więzi małżeńskiej:

Przyjrzyjmy się różnicy między tymi, którzy uznają przysięgę małżeńską za świętą i nierozerwalną, i tymi, którzy uznają ją za kontrakt, który można odwołać lub unieważnić przez obopólną zgodę. Możemy oczekiwać, że ci, którzy uznają małżeństwo za nieodwracalne zaangażowanie będą bardziej skłonni do wykonania psychologicznej pracy, która sprawi, że będą zadowoleni ze swojej decyzji, niż ci, których podejście do małżeństwa jest bardziej elastyczne. W rezultacie jednostki w nieodwracalnych małżeństwach mogą być bardziej zadowolone od tych, które małżeństwo uznają za odwracalne. Gdy jesteśmy świadkami rozpadu odwracalnego małżeństwa, możemy myśleć: Jak to dobrze, że obydwoje mieli takie elastyczne podejście do przysięgi małżeńskiej, skoro okazało się, że ich małżeństwo nie zafunkcjonowało. Nie zauważamy przy tym, że samo owo elastyczne podejście być przyczyną rozpadu małżeństwa [...]. Wiedza, że podjąłeś decyzję, która jest nieodwracalna, prowadzi cię do angażowania twojej energii w pogłębianie relacji, w której jesteś, a nie do nieustannego stawiania jej pod znakiem zapytania?

To interesująca obserwacja. Jak mówią Amerykanie, po drugiej stronie drogi trawa jest zawsze bardziej zielona. Zawsze można znaleźć kogoś, kto jest atrakcyjniejszy, bardziej inteligentny, bogatszy itd. Jeśli małżeństwo pojęte jest jako wymiana określonych dóbr między partnerami, z których każdy chce "wyjść na swoje", to z konieczności będzie na nim nieustannie ciążyć wątpliwość - mówiąc językiem Ewangelii, będzie domem zbudowanym na piasku: "A może z kimś innym będzie mi lepiej?". W tekście poświęconym paradoksom miłości Robert Spaemann napisał zdanie, które samo w sobie na pierwszy rzut oka może się wydać paradoksalne. Niemiecki filozof pisze, że nie kochamy tak naprawdę człowieka, jeśli potrafimy powiedzieć, dlaczego go kochamy. Wszelkie racje miłości, na które moglibyśmy wskazać, dotyczą bowiem cech, jakie siada druga osoba, a przecież podobne cechy inny może posiadać w jeszcze większym stopniu. Nie kochamy wówczas zatem drugiej osoby jako takiej, a jedynie jej część, jakiś jej fragment, który może ona również utracić. Prawdziwa miłość nie odnosi się do jakości (filozof powiedziałby: do uposażenia jakościowego osoby, co po niemiecku wyraża słowo Sosein), lecz do samego jej bycia, istnienia, do jej Sein. Jeśli tak pojmiemy miłość, to rozumiemy, że może ona trwać pomimo tego, że różne atrakcyjne cechy osoby zmieniają się, a nawet wówczas, gdy w wymiarze życia ziemskiego już jej nie ma.

Aby osoba mogła przeżywać miłość w taki sposób, tj. jako afirmację istnienia, musi jej doświadczać nie tylko jako uczucia, lecz uczynić z niej wybór drugiej osoby, tj. przeżywać ją na poziomie duchowym. Współczesna kultura pojmuje jednak miłość raczej jako fenomen emocjonalny, a nie duchowy, emocje zaś odnoszą się do jakości osoby. Dlatego miłość bywa tak niestała. Trudno wykluczyć, że ktoś inny nie wzbudzi w osobie większych emocji niż osoba, z którą jest ona związana węzłem małżeńskim, wówczas zaś, niejako mocą logiki tak pojętej miłości, małżeństwo będzie narażone na kryzys czy nawet ulegnie rozpadowi.

Do tego dochodzi jeszcze inne zjawisko właściwe współczesnej kulturze zachodniej. Dawniej związek pomiędzy miłością, seksualnością a płodnością wydawał się czymś oczywistym. Osoba, która zawierała związek małżeński, w oczywisty sposób akceptowała to, że wkrótce stanie się on rodziną: powołaniem małżeństwa było posiadanie dzieci. W ostatnich dekadach związek ten został podany w wątpliwość czy wręcz rozerwany. Dzisiaj zrodzenie dziecka w małżeństwie nie jest często czymś oczywistym, lecz jest decyzją, której podjęcie okazuje się z różnych względów – choćby ze względu na karierę zawodową – bardzo trudne. Posiadanie dziecka z oczywistego powołania przemieniło się w niełatwy wybór. Co więcej, tak jak miłość nie musi się wiązać z płodnością, podobnie seksualność nie musi się wiązać z miłością, a prokreacja z seksualnością. Niejako odwrotną stroną rozerwania związku seksualności z prokreacją jest możliwość prokreacji bez seksualności, prokreacji jako swego rodzaju "produkcji" umożliwionej przez środki techniczne, które mamy do dyspozycji. Wszystko to prowadzi do coraz większej - jeśli tak można powiedzieć – fragmentacji osoby, która w żadną ze swoich relacji nie musi angażować całej siebie i która wszystkie swoje relacje pojmuje jako odwołalne.

Relacja warunkowa i bezwarunkowa

(...) warto się pokusić o porównanie relacji bezwarunkowej (a tak właśnie pojmujemy relację oblubieńczą) z relacją warunkową, której obydwie strony nie pojmują jako bezwarunkowego daru z siebie. Oczywiście porównanie takie jest pewną schematyzacją. Skupia się niejako na dwóch skrajnych punktach szerokiego spektrum, w którym mieszczą się różnego rodzaju relacje - jedne bliższe relacji jedynie okazjonalnej, inne bardziej podobne do relacji oblubieńczej. Wydaje mi się jednak, że taka schematyzacja może nam pomóc w lepszym zrozumieniu całego tego spektrum relacji.

Relacja oblubieńcza wiąże się z "projektem życia wspólnego" mężczyzny i kobiety. Projekt ten obejmuje całe życie i całość życia - poczynając od wspólnego domu, zrodzenia dzieci, ich wychowania i wykształcenia, dzielenia trosk codziennego życia. Relacja warunkowa nie obejmuje całego życia i w każdej chwili jest narażona na niebezpieczeństwo jej zakończenia. Osoby nie są w tym wypadku gotowe na wspólne stawienie czoła wszystkim trudnościom życia, lecz od samego początku zakładają warunek opłacalności relacji. Jak wspomnieliśmy, już na początku zastanawiają się nad bilansem zysków i strat, czy kontynuacja relacji jest dla nich opłacalna. W ten sposób relacja ta okazuje się nie tyle projektem wspólnego życia, ile swego rodzaju "strategią przetrwania", której celem jest zapewnienie jak największego stopnia indywidualnego zadowolenia w zmieniających się sytuacjach życia.

W relacji bezwarunkowej przyjmuje się "całość osoby drugiego" - i to zarówno w aspekcie synchronicznym (tego, kim drugi jest teraz), jak i w aspekcie diachronicznym (tego, czym osoba staje się w czasie).
Nie wyklucza to oczywiście pomocy, jakiej możemy udzielić drugiemu w eliminowaniu jego braków i wad, pomocy w drodze ku temu, by stawał się coraz bardziej tym, kim być powinien. Jak wspomnieliśmy, bezwarunkowa afirmacja dotyczy przede wszystkim bycia drugiego, a niekoniecznie wszystkich jego cech. W relacji warunkowej, a zwłaszcza w relacji okazjonalnej, nie mamy do czynienia z afirmacją całości istnienia drugiego, lecz jedynie z "akceptacją określonych aspektów" jego osoby.

Relacja oblubieńcza (bezwarunkowa) ma "charakter publiczny", jest związkiem, którego podstawowe reguły stanowią przedmiot prawa cywilnego. Pełni istotną rolę w życiu społecznym z tej racji, że jest naturalnym środowiskiem, w którym rodzą się i wychowują dzieci (nie ma żadnej lepszej alternatywy wychowania w pełnej rodzinie), dlatego cieszy się (czy też powinna się cieszyć) szczególnym uznaniem ze strony prawodawcy (favor íuris). Relacja okazjonalna, oparta na uczuciach, jest "faktem prywatnym", z którym nie wiążą się żadne zobowiązania zaciągane przez strony w relacji do społeczeństwa. Dotyczy tylko zainteresowanych osób, które w każdej chwili mogą ją zakończyć.

W relacji oblubieńczej wolność osoby realizuje się we "zajemnej przynależności" która nie znosi indywidualności osoby, lecz stanowi jej dopełnienie. Bycie mężem, żoną, synem, córką oznacza głęboką relację z inną osobą (innymi osobami), która definiuje to, kim jestem (określa moją tożsamość). W relacji warunkowej każda z osób zachowuje natomiast swoją "autonomię"; związek z drugą osobą nie definiuje jej tożsamości, ale pozostaje dla niej czymś akcydentalnym.

Relacja oblubieńcza jest relacją opartą na "wzajemnym uzupełnianiu się płci", które jest otwarte na zrodzenie, przyjęcie i wychowanie potomstwa. Powołanie do rodzicielstwa nie jest w niej trudnym do podjęcia wyborem, lecz naturalną konsekwencją wzajemnego oddania się osób, które pragną ucieleśnić swoje zjednoczenie w nowej osobie, łączącej niejako osobę mężczyzny i kobiety. Naturalnym elementem tej relacji jest "transcendencja ku trzeciemu", która w perspektywie religijnej jest również transcendencją ku Trzeciemu, ku Pierwszemu Dawcy istnienia. W relacji okazjonalnej wymiar transcendencji zostaje natomiast zazwyczaj z góry wykluczony, przez co staje się ona relacją zmierzającą jedynie do "indywidualnej przyjemności". W tym kontekście warto sięgnąć do analizy miłości erotycznej rozwiniętej swego czasu przez francuskiego autora Georges'a Bataille'a. W książce Erotyzm, opartej na założeniach antropologicznych zupełnie odmiennych od antropologii chrześcijańskiej, Bataille pokazuje, że w naturalną dynamikę aktu erotycznego wpisane jest pragnienie zjednoczenia z drugą osoba, które jednak - w jego optyce - nie może być spełnione. Skazuje to osoby na samotność, a akt erotyczny czyni aktem przemocy wobec indywidualności osoby. Bataille pisze: Czym jest w istocie erotyzm ciał, jeśli nie pogwałceniem bycia jego uczestników? gwałtem, który jest bliski śmierci? który graniczy z zabójstwem? [...]. Pod progiem tej przemocy [...] zaczyna się zaś sfera przyzwyczajenia i egoizmu we dwoje, która oznacza nową formę nieciągłości.

W języku Bataille'a nieciągłość oznacza właśnie indywidualność, samotność jednostki, której nawet w akcie erotycznym nie można przekroczyć, gdyż jej przezwyciężenie oznaczałoby zniesienie indywidualności, czyli śmierć jednego z uczestników tego aktu. Bataille nie uwzględnia jednak faktu, że przezwyciężenie nieciągłości, oddzielenia, indywidualności dokonuje się właśnie w tym akcie, w którym małżonkowie stają się jednym ciałem i w którym otwierają się na zrodzenie dziecka; w swoim istnieniu jednoczy ono osoby obojga rodziców. Transcendencja ku trzeciemu - dopuszczenie takiej możliwości, niekoniecznie jej realizacja w każdym akcie erotycznym – pozwala zatem uniknąć egoizmu we dwoje, traktowania drugiej osoby włącznie jako przedmiotu do zaspokojenia indywidualnego pragnienia.

Dzięki postawie właściwej relacji oblubieńczej, dzięki bezwarunkowemu darowi z siebie i otwartości na trzeciego relacja może trwać w czasie i budować historię osób, w której tworzy się ich komunijna tożsamość. Relacji tej nie grozi wówczas niebezpieczeństwo nieustannego jej kwestionowania, stawiania pod znakiem zapytania opłacalności jej kontynuacji. Żadna ze stron nie potrafi bowiem powiedzieć, kim jest, bez uwzględnienia swojej relacji do osoby, której oddała się w darze (w wymiarze religijnym tego rodzaju doświadczenie wyrażają słowa św. Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus; Ga 2,20).
Na relacji warunkowej odciska się zawsze jej tymczasowość, efemeryczność, relacja ta nie definiuje tożsamości osoby, lecz jest jedynie mniej lub bardziej doniosłym momentem w jej dziejach. Z tego powodu o ile w relacji bezwarunkowej wyraża się "dramatyczność" ludzkiej egzystencji, o tyle relacja warunkowa wydarza się raczej na powierzchni osoby, nie angażując w istocie jej osobowego wnętrza. Ponieważ osoba drugiego okazuje się ostatecznie wymienialna, oznacza to, że relacja z nią nie zdefiniowała w istocie mojej tożsamości. Moglibyśmy powiedzieć, że o ile relacja bezwarunkowa jest dramatyczna, o tyle relacja warunkowa jest "banalna" (w takim sensie, że pozostaje na powierzchni osoby i nie pozwala jej odkryć, kim naprawdę jest jako osoba).

Na zakończenie powróćmy jeszcze na chwilę do pytania o przyszłość rodziny. Nauki społeczne pouczają nas o tym, że sposób pojmowania i przeżywania rodziny zmienia się w czasie. Mówi się na przykład o przejściu od rodziny wielopokoleniowej do rodziny nuklearnej, od rodziny patriarchalnej do rodziny partnerskiej itd. Zmiana jako taka nie oznacza jeszcze ani postępu, ani regresu, może być zmianą na lepsze lub na gorsze. Bez wątpienia w pojmowaniu rodziny w kulturze zachodniej możemy zaobserwować wiele zmian, które należy ocenić pozytywnie. W zmienności istnieje jednak pewna granica, której nie można przekroczyć, gdyż jej przekroczenie oznacza likwidację samej rzeczywistości, o którą chodzi. Tak jest również w przypadku rodziny. Pośród zmienności istnieje pewien zespół cech, który definiuje małżeństwo i rodzinę. Włoski socjolog Pierpaolo Donati twierdzi, że istnieje coś takiego, jak genom rodziny, który nie jest genomem biologicznym, lecz społecznym. W pewien sposób wyraża go już samo słowo "małżeństwo" (matrimonium) oznaczające opiekę nad matką. Zatem małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny, którzy przekraczają siebie (a przynajmniej pragną siebie przekraczać) poprzez stawanie się rodzicami. Rodzina spełnia swoją funkcję społeczną o tyle, o ile pozostaje tym, czym jest ze swej natury - wspólnotą osób żyjącą według zasady wzajemnego daru.


Wyślij komentarz:koperta